Antoni Feliks Jastrzębski

10 listopada 1896 r. w Wiktorowie gmina Perlejewo woj. podlaskie

01 grudnia 1972 r. we Wrocławiu


Miejsce pochówku: Cmentarz parafialny św. Wawrzyńca ul. Bujwida 51 we Wrocławiu. Grób 240, pole 6, aleja główna 1


Antoni Feliks Jastrzębski – żołnierz armii rosyjskiej w czasie I wojny światowej. W styczniu 1920 roku wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie w stopniu podporucznika został przydzielony do 18. Pułku Artylerii Polowej jako I oficer 5 baterii. Od maja 1920 roku brał udział w walkach z Armią Czerwoną w tym, w decydującej Bitwie Warszawskiej. Wraz z pułkiem walczył pod Modlinem i Mławą, a późniejszej fazie kampanii także na Wołyniu. Po zakończeniu wojny przeszedł do rezerwy.


Fragment wspomnień opracowanych przez córkę Małgorzatę Jastrzębską-Glapę:

W majątku pani Szczukowej gospodarzyłem do momentu aż wstąpiłem na ochotnika do wojska, w Modlinie do 18 pułku Artylerii Hallerowskiej, który wrócił prosto z Francji[1]. Razem ze mną wstąpił Lutek Idzkowski, którego matka była gospodynią (pomagała w gospodarstwie) w Wiktorowie. Dowódca pułku płk. Józef Wojnar widząc we mnie energicznego oficera dał mi 40 ochotników, żołnierzy, a właściwie nie żołnierzy tylko uczniów z Płocka i jednego ogniomistrza Pieńkowskiego, żeby na terenie gdzie grasował już Budionny zdobyć konie do armat francuskich, które Francja przysłała Polsce. Były armaty, była uprząż, nie było koni. Zdobywaniem koni zajmował się oficer kawalerii z 40 ochotnikami i ja, oficer artylerii z Pieńkowskim i z 40 ochotnikami. Mieliśmy tylko dwa siodła dla mnie i dla Pieńkowskiego. Każdy z żołnierzy miał 10 kantarów i 10 postronków i pojechaliśmy tam w kierunku Rypina, Sierpca, Raciąża i stamtąd z majątków i od gospodarzy braliśmy konie. Gospodarze chętnie oddawali, bo bali się, że bolszewicy je odbiorą, a my przynajmniej  dawaliśmy kwity rekwizycyjne.

Wybieraliśmy co lepsze i mocniejsze. Konie te mieliśmy doprowadzić do Modlina. Konie były wiązane po osiem, każdy z chłopców siedział na jednym koniu, przy którym były trzy i za tymi bardzo krótko wiązane cztery. Każdy żołnierz miał zatem osiem koni. Pieńkowski bardzo często i mocno bił młodych chłopców nahajami. Na moje pytanie, dlaczego on ich tak bije mówił, że oni muszą bardziej bać się mnie niż tych koni. Bo jak oni będą bardziej bać się koni niż mnie, to my żadnego konia nie doprowadzimy. Wszystkie konie rozpuszczą. W pewnym momencie odpoczywaliśmy w jakimś folwarku, w koniczynie gdzie żołnierze wypasali konie. Raptem pod zachód słońca przychodzi rządca i nie wiem czy mu było żal tej koniczyny, czy naprawdę tak myślał, zaczął głośno rozpowiadać, że w sąsiednim lesie są już oddziały Budionnego.

Widzę, że na moich chłopców padł strach i widzę, że miny im zrzedły. I wtedy nahajem, który miałem zdzieliłem z pięć razy tego rządcę i powiedziałem – ty prowoka-torze dlaczego głupstwa opowiadasz, dlaczego panikę siejesz, itd. Robiłem to tylko dlatego, żeby podnieść ducha swoim chłopcom i to faktycznie pomogło.

Nie czekałem jednak dłużej tylko znalazłem jakiegoś przewodnika, który bocznymi dróżkami, lasem doprowadził nas do Starego i Nowego Szpetla (miejscowość nad Wisłą). Tutaj widziałem jak ludzie starzy, młodzi, kobiety, przeważnie inteligencja kopali okopy. To podnosiło na duchu. Ale ja musiałem przejść na drugą stronę Wisły. Był jeden prom, nieduży i na ten prom wchodziło tylko 10 koni stąd wiele razy musiałem obrócić, aby te swoje ponad 100 koni przeprawić. We Włocławku załadowałem konie do pociągu w kierunku na Modlin. Ale do Modlina dojechać już nie mogłem. Bolszewicy byli już pod Warszawą. Dojechałem tylko do Warszawy, dalej tory były zatarasowane. Po paru gdzieś zdobytych deskach, z bardzo wysokiego nasypu, tylko we dwóch, ja i Pieńkowski sprowadzaliśmy te konie. Dalej chłopcy je zabierali. To było ryzyko, deski były bardzo wąskie, zejście prowizoryczne, a konie dzikie. Jakoś je jednak sprowadziliśmy.

Dojechaliśmy konno do Modlina[2], gdzie faktycznie konie były bardzo potrzebne do zaprzęgu do armat, ale musieliśmy na gwałt wyjeżdżać do Chełmna na Pomorze gdyż okazało się, że amunicji do tych armat siedemdziesiątek piątek nie było w Modlinie. Była tylko amunicja 155. Więc były armaty, były konie tylko nie było amunicji. W momencie jak ja przyjechałem była panika i żołnierze, piechota wielkopolska w panice uciekała. Artyleria nasza siłą karabinów, naturalnie bez strzelania, tylko siłą bicia, całą tę piechotę pakowała do fortów i zamykaliśmy ich w fortach jak zwierzęta, żeby wstrzymać panikę. I udało się, panika wstrzymała się. Widziałem naszą kawalerię, która prosto z wagonów, prosto z wagonów szła ancalier do ataku. Bolszewicy byli już pod Modlinem i udało się nie dopuścić ich do Modlina. Ja i Pieńkowski za te konie zostaliśmy przedstawieni do Krzyża Walecznych. Dla żołnierza o Krzyżu Walecznych decydował pułk, więc on dostał od razu, natomiast oficerowi Krzyż Walecznych dawał Sztab Armii, a że wtenczas był chaos i praktycznie  sztabu armii nie było to wniosek poszedł i wsiąkł. Nie dobijałem się o to, gdzieś tam może leży do dziś.

Z Modlina początkowo piechotą, a potem pociągiem dojechaliśmy do Kulm Am Wain(Chełmno nad Wisłą) gdzie były przepiękne niemieckie koszary, które zajęliśmy i tam w tempie błyskawicznym formowaliśmy baterie na front. Baterię która była składana dwa tygodnie i dalej, i dalej na front. Więc byliśmy specjalistami od szkolenia i odsyłania żołnierzy na front. Wtenczas był ze mną Ciechanowicz i przez niego kupiłem w rzeźni 5 jałowic przeznaczonych na rzeź, dwulatek, po cenie rzeźnej i przez niego odesłałem do Wiktorowa. Dojść doszły, ale Ciechanowicz nie wrócił.


[1] W [Roczniku Oficerskim, 1923] Antoni Feliks Jastrzębski widnieje jako oficer rezerwowy 9 Pułku Artylerii Polowej, porucznik ze starszeństwem z 1 VI 1919 r., a w [Roczniku 1924] jako oficer rezerwowy 18 PAP. Nie ma przy jego nazwisku znaczka KW.

[2] Modlinjako kwaterę główną i miejsce zgrupowania wybrał gen. W. Sikorski, dowódca operacji nad Wkrą. Wojska Sikorskiego były nieliczne, słabo uzbrojone, zróżnicowane pod względem wyglądu i jakości oraz rozproszone na dużym obszarze. Z nominalnie 45 tys. żołnierzy mógł wysłać w pole jedynie 26 tys., w tym 4 tys. jazdy. Jego 5 Armia była sklecona z najbardziej różnorodnych elementów. Garnizon w Modlinie był obsadzony przez miejscowych rekrutów, którzy nie nauczyli się jeszcze strzelać. Mieli do dyspozycji 6 dział napoleońskich, ale bez prochu i kul [Norman Davies, Orzeł Biały Czerwona Gwiazda].